top of page

On się obarczył naszym cierpieniem

Gdy ikona przedstawiająca Jezusa z Raną na ramieniu pojawiła się na spotkaniach, z początku reagowałam z dużym dystansem, wręcz niechęcią. Już kiedyś słyszałam o tej tajemnicy, ale kojarzyła mi się ona raczej z kolejną przesadzoną praktyką egzaltowanych starszych pań. Ponadto Jezus na ikonie wydał mi się tak bardzo dosłowny, fotograficzny, „nie jak na ikonach”; Jego wzrok był zbyt „wprost”, przenikliwy, a obnażone ramię budziło poczucie winy – „patrz, tyle dla Ciebie zrobiłem, a ty taka niewdzięczna”. Więc sobie myślałam, że niech inni się modlą przed tą ikoną, to nie dla mnie.

Ale w pewnym momencie coś się zmieniło. Zmagam się z różnymi trudnymi sprawami, pomimo wielu prób i wysiłku nie mogę uporać się z historią swojego życia, a ostatnio dużo bardziej odczuwałam ciężar tego wszystkiego, czułam się tym zmaganiem zmęczona i zniechęcona, mimo iż mam wsparcie kierownika duchowego i terapeutki. Kilka tygodni temu użyła ona określenia, że pewna trudna dla mnie relacja jest jakby raną, która ciągle jest i ciągle się odnawia, jątrzy. Wówczas stanęła mi przed oczami ta ikona i już wiedziałam, że będę chciała spędzić przed nią trochę czasu.

Ten czas przyniósł mi kilka ważnych refleksji.

Przede wszystkim zdanie z Izajasza, cytowane potem w nieco innej formie przez Mateusza: „On się obarczył naszym cierpieniem, on dźwigał nasze boleści.” (Iz 53, 4; Mt 8, 17). Izajasz szybko przechodzi do tematu grzechu, ale Mateusz cytuje to zdanie w kontekście licznych uzdrowień – gdy Jezus ratuje ludzi zwyczajnie z ich chorób. A zatem wziął On na siebie także mój ciężar – bagaż zranień, bólu, samotności i życiowych porażek. Rana na ramieniu jest tego szczególnym znakiem – to rana od dźwigania ciężaru przez dłuższy czas; stygmat św. o. Pio był ukryty, nieznany współbraciom – moje zranienia i zmagania też nie są od razu widoczne dla wszystkich.

Te rozważania niesamowicie splotły się z innym wątkiem, który mi Bóg podsunął w tym Wielkim Poście. Plan miałam taki, by nadrobić zaległości i przesłuchać katechezy do Księgi Wyjścia. Ale zatrzymałam się na temacie, który jest dla mnie zarazem trudny i bardzo ważny: na prawdzie o tym, że Bóg JEST – to znaczy widzi i słyszy, co się ze mną dzieje, i angażuje się w moje życie: „Izraelici narzekali na swoją ciężką pracę [tak się składa, że na pracę też narzekam…] i jęczeli, a narzekanie na ciężką pracę dochodziło do Boga. I wysłuchał Bóg ich jęku, pamiętał bowiem o swoim przymierzu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem. Wejrzał Bóg na Izraelitów i zrozumiał ich” (Wj 2, 23-25). To właśnie o to chodzi w Imieniu, jakie Bóg objawia Mojżeszowi – JESTEM, czyli trwam przy tobie, chcę uczestniczyć w twoim życiu.

Moja wiara w tę prawdę jest krucha. Tymczasem patrząc na ikonę uświadomiłam sobie, że ten wizerunek dobrze oddaje także to przesłanie: ten przejmujący wzrok Jezusa jest skierowany na mnie, a Jego ucho jest odsłonięte – On widzi i słyszy, co się ze mną dzieje. Także w czytaniach wielkopostnych ta prawda zwróciła moją uwagę: była to opowieść o uzdrowieniu niewidomego od urodzenia (J 9, 1-41: „Jezus, przechodząc, ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia” i „Jezus usłyszał, że wyrzucili go precz, i spotkawszy go, rzekł do niego…”) i chorego człowieka przy sadzawce w Jerozolimie (J 5, 1-16: „Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już dłuższy czas” oraz „Potem Jezus znalazł go w świątyni”).

Czyli Bóg angażuje się w moje życie, a ta Rana jest tego świadectwem, podobnie jak cała Męka: pokazuje intensywność i całkowitość Jego zaangażowania. Wyznajemy, że Jezus jest naszym Panem – oznacza to nie tylko to, że ja poddaję swoje życie Jemu, ale też – a może przede wszystkim – to, że On angażuje się w moje życie, czuje się za nie odpowiedzialny i obejmuje swą wszechmocą i mądrością wszystko, co się ze mną dzieje. Choć trudno mi czasem w to wierzyć, bo stare przekonania nie dają za wygraną i nie zawsze potrafię dostrzec Jego działanie, to prawdą jest też przecież, że On nie chciał, by doszło do tego, co mnie dotknęło; ale skoro jednak się to stało, to On nie może się z tym pogodzić i działa, by dać mi pełnię życia.

I na koniec taka myśl: Jezus na ikonie jest zmartwychwstały. Nie niesie już Krzyża, choć Rana pozostała. A ja, przyjmując Go w Komunii Świętej, przyjmuję Go właśnie takiego zmartwychwstałego, choć jednocześnie nadal z tą Raną – mogę wierzyć, że światło Zmartwychwstania dotyka wtedy także moich ran i je przemienia.


bottom of page